Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   191   —

zynka zechce jej to powiedzieć i prosić ją odemnie, ale prosić bardzo serdecznie, by mnie zwolniła ze słowa?
— Z największą chęcią i mam nadzieję, że zbyt trudno nie przyjdzie.
— Dziękuję z całej duszy i lecę teraz do matki.
Lecz zanim wyszedł, do pokoju wbiegła Marynia i poczęła spoglądać bystro to na siostrę, to na Władysława. Nikt, oczywiście, nie wtajemniczył jej w dawne stosunki Władysława i Hanki, ale wiedziała już, że panna Anney jest dawną Hanką, wiedziała wszystko, co nastąpiło potem, i kochając bardzo pannę Anney, umierała z niepokoju i zarazem z ciekawości, jak się rzeczy obrócą. Było jej tak ładnie z tym pytającym wzrokiem i niespokojną twarzą, a przytem miała tak zabawną minę, że Krzycki, mimo całego wzruszenia, wpadł na jej widok w dobry humor. Pani Otocka milczała, nie wiedząc, czy on sobie życzy mówić o swych sprawach sercowych przy Maryni, on zaś nie przerywał umyślnie przez czas jakiś milczenia, wreszcie zbliżył się do małej kuzynki i uścisnąwszy jej dłoń, ozwał się grobowym głosem:
— Zapóźno!