Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   166   —

a chociaż oblał ją przesycony winem jego oddech, nie odsunęła głowy.
— Co? — powtórzyła.
— Że panna Skibianka, to chłopka z Żarnowa.
— Nieprawda!
— Jak Boga kocham.
I to rzekłszy, mlasnął nagle szerokim całusem w jej ucho.