Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   165   —

— Dobry dzień, śliczna czarnuszko! Czy panna Hanka Skibianka jest w domu?
— Jaka panna Skibianka? — zapytała ze zdziwieniem.
— To panienka nie wie wielkiej nowiny?
— Co za nowiny? Nic nie wiem!
— Że pani panienka nie nazywa się panna Anney.
— Niech pan nie zawraca głowy.
— Daję panience słowo honoru. Proszę spytać pana Grońskiego, albo pana Krzyckiego, który palce sobie odgryza ze zmartwienia. Daję słowo honoru. Ja jeszcze i więcej wiem, ale jeśli panienka nie ciekawa, to sobie pójdę. Oto moja karta dla panny Ski—bian—ki.
Oczy dziewczyny roziskrzyły się z ciekawości. Mechanicznie wzięła kartę.
— Ja nie mówię, żeby pan sobie szedł, ale nie wierzę — rzekła z pośpiechem.
— A ja jeszcze więcej wiem...
— Co?
— Powiem do ucha.
Pannie Polci nie przyszło na myśl, że Świdwicki nie ma żadnej potrzeby mówienia po cichu, i pochyliła się ku niemu z bijącem sercem,