Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   142   —

w tem, że takiej hołocie jak my, wolno po to tylko kochać, żeby cierpieć, a nie wolno oczu nawet podnieść na burżujów, choćby serca w nas skowyczały jak psy.
— Prawda — odrzekła dziewczyna przez zaciśnięte zęby — ale co z tego?
— To z tego, żeśmy sobie powinni podać ręce jak brat i siostra — i nie gniewać się na siebie, ale sobie pomagać. Kto wie, na co się jedno drugiemu może przydać...
— Et! W czem sobie pomożem?
A on począł się znów wpatrywać w nią swemi blizko, jedno przy drugiem, osadzonemi oczyma i rzekł, wymawiając zwolna każde słowo:
— Ja nie wiem, czy pan Krzycki kocha się w pannie Zbyłtowskiej, czy w tej Angielce, u której panienka służy — czy może w żadnej z nich?
Twarz panny Polci pokryła się w jednej chwili bladością, a następnie przebiegł po niej płomień, który znów ustąpił bladości. W duszy jej były może głuche obawy, ale dotychczas nie śmiała stawić sobie żadnych pytań. Te panie bawiły w Jastrzębiu jako goście; pani Otocka i panna Zbyłtowska były krewne Krzy-