Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   143   —

ckiego — więc ich stosunek wydał jej się czemś zwykłem. Natomiast, gdy w Jastrzębiu »Angielka« pojechała po doktora, a później pilnowała rannego — była chwila, że serce dziewczyny zawrzało zazdrością i niepokojem. Potem uspokoiła się myślą, że taki panicz nie ożeniłby się z jakąś obcą »przybłędą«, choćby była nie wiem jak bogata, ale obecnie zazdrość żgnęła ją znów jak nożem, a Laskowicz zaś mówił dalej:
— Panienka pyta, w czem sobie możemy pomódz? Tak?
— Tak...
— A choćby w... zemście.
Poczem zmienił rozmowę:
— Niech panienka do mnie przychodzi, a jeśli niekiedy o co spytam, niech się nie gniewa. Jeśli panience czasem ciężko, to i mnie nie lekko... Jednaka dola — jednaka krzywda. Niech panienka przychodzi. Ja ze Świdwickim nie chcę dłużej mieszkać. To dziwny człowiek! Wiem, że on mnie nie z serca przygarnął, ale ponieważ się dla mnie naraża, muszę wszystko od niego znosić. Tymczasem on tak czasem wyzwierza się na naszą partyę, że