Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   96   —

ani butelki, więc przez całą noc oczu nie zmrużę, a jutro będę jak z krzyża zdjęty...
— Choć do nas — rzekł Groński. — Znajdzie się może jaka butelka i czarna kawa.
— Ocalisz życie, nie tylko mnie, ale i memu »towarzyszowi«, zwłaszcza, jeśli się znajdą dwie butelki.
— Poszukamy. Ale o jakim towarzyszu mówisz?
— Prawda, że to wy jeszcze nic nie wiecie. Opowiem wam przy kieliszku.
Do mieszkania Grońskiego nie było daleko, więc wkrótce zasiedli we trzech wokoło stołu, na którym znalazła się butelka szlachetnego Chambertina i maszynka z parującą w rozkoszny sposób kawą czarną.
Świdwicki nabrał ducha.
— Te panie — mówił — to są istne anioły i z tego zapewne powodu jest się u nich jak w raju, gdzie szczęście polega głównie na wpatrywaniu się w światłość wiekuistą i słuchaniu chórów archanielskich.
Tu zwrócił się do Krzyckiego:
— Zauważyłem, że panu i Grońskiemu to wystarcza — ale dla mnie to absolutnie za mało.
— Tylko nie zacznij ostrzyć sobie języka na