Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   90   —

się poniekąd, albowiem do Jastrzębia przybyła nie jedna, ale aż trzy księżniczki, o których mógł marzyć, ile mu się podobało — i oto klęczały teraz przed domowym ołtarzem, pogrążone w modlitwie. Począł więc patrzeć — to na panią Otocką, to na podobną do tanagryjskiego posążku postać panny Maryni i powtarzał sobie: »Matka chce mi dać jedną z nich za żonę«. I nie miał nic przeciw samej idei, ale natomiast myślał o pani Otockiej: »Ta, to książka, którą już ktoś czytał, a ta druga, to jeszcze smyk, a nawet literalnie: smyk od skrzypców!« Po chwili zwrócił jakby mimowoli oczy na głowę panny Anney, a mimowoli dlatego, że stanowiła ona najbardziej świetlisty przedmiot w pokoju, albowiem zachodzące słońce, padając na jej jasne włosy, przesyciło je takim blaskiem, że cała głowa zdawała się płonąć. Panna Anney podnosiła od czasu do czasu rękę i osłaniała się nią, jakby chcąc potłumić ten blask, ale ponieważ promienie słońca stawały się coraz mniej gorące, więc wkońcu przestała to czynić. Chwilami przytem zakrywała jej klęczącą postać jakaś młoda, czarnowłosa dziewczyna, której Krzycki nie znał, i domyślał się tylko, że to musi być panna służąca którejś z tych pań. Lecz pod