Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   91   —

koniec nabożeństwa dziewczyna pochyliła się zupełnie, tak, że Krzyckiemu nie przesłaniało już nic widoku, ani jasnej głowy, ani młodych i silnych pleców.
— To byłaby największa pokusa! — mówił sobie, ale matka byłaby przeciwna, dlatego, że to cudzoziemka.
Lecz nagle, jakby wyrzut sumienia, przyszły mu na pamięć smutne oczy i szczupłe ramiona panny Stabrowskiej. Ach! Gdyby Rzęślewo i kapitały jemu przypadły w udziale! Ale wujaszek zapisał Rzęślewo na szkoły, a kapitały na Karlsbad dla Maćków, jak mówił Dołhański — no i parę tysięcy Hance Skibiance. Na to wspomnienie Krzycki zmarszczył się i przeciągnął ręką po czole.
— Niepotrzebniem się unosił przy matce i przy tych paniach — rzekł w duszy. — ale Grońskiemu trzeba tę sprawę objaśnić.
Jakoż po skończonem nabożeństwie zwrócił się do niego:
— Chciałbym z panem pomówić na cztery oczy o rozmaitych rzeczach. Dobrze?
— Dobrze — odpowiedział Groński. — Kiedy chcesz?
— Nie dziś, bo przedtem muszę być w Rzę-