Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/299

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    —   291   —

    która którą własną piersią zasłoni, potem zemdlały, potem przyszły do siebie, potem zaczęły się ze sobą żegnać w przewidywaniu rychłej śmierci, a nakoniec udały się do mnie po radę, co robić.
    — A ty coś im poradził?
    — Ja poradziłem, by wykonawcom rozkazu, którzy zgłoszą się po pieniądze, powiedziały, że plenipotentem i kasyerem ich jest pan Dołhański, mieszkający pod takim to a takim adresem w Warszawie.
    — Naprawdę takeś poradził?
    — Daję wam słowo.
    — W takim razie przyjdą do ciebie niewątpliwie.
    — Wyobraźcie sobie, jak się obłowią! Ja także będę miał w tych nudnych czasach rozrywkę.
    — Pozwól — rzekł Groński — czasy są ciężkie, to pewna, ale chyba nikt nie może powiedzieć, że są nudne.
    — Jak dla kogo — odpowiedział Dołhański. — Jeśli kiedy pożyczę od ciebie pieniędzy, wówczas będę się musiał do twoich upodobań stosować, ale przedtem mnie na dyskusyę polityczną nie wyciągniesz. Tymczasem powiem ci tylko