Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   284   —

ciągłego dozoru i zbytnich trudów dla pań miejscowych. Z takiego obrotu rzeczy był niezadowolony tylko Krzycki, rozumiał bowiem, że teraz panna Anney już nie będzie spędzała dni i nocy w jego pokoju, i że prawdopodobnie nie ujrzy jej aż do chwili, w której sam będzie mógł opuścić łóżko. Jakoż tak się stało. Kilka razy na dzień przychodziła pode drzwi, wypytywała o jego zdrowie, przysyłała przez dozorców, co było trzeba, a także »dobranoc« i »dzień dobry«, ale do pokoju nie wchodziła. Władysław tęsknił, po cichu klął, zatruwał życie dozorcom, a gdy dowiedział się od Dołhańskiego, z jakim zachwytem Szremski odzywał się o pannie Anney, począł go posądzać, że umyślnie nasłał dozorców, by w ten sposób umyślnie utrudnić mu jej widywanie.
Pani Krzycka wstała czwartego dnia i, czując się znacznie lepiej, odwiedzała syna codziennie i przesiadywała u niego całe godziny. Władysław zadawał sobie nieraz pytanie, czy też ona domyśla się jego uczuć. I nie był pewien. Wiedzieli wprawdzie o nich wszyscy goście w domu, ale było możliwością, że ona jedna nie odgaduje nic, gdyż już na znaczny czas przed wypadkiem w lesie nie wychodziła pra-