Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   281   —

jednakże od czasu do czasu z wielkim niepokojem i jakby z bojaźnią na Władysława.
Krzycki rzucał również na nią ukradkowe spojrzenia i, widząc jej regularne, ale jakby z kamienia wykute rysy, mocno zakreślone brwi, ciemny meszek nad ustami i energiczny, niemal zacięty wyraz twarzy, myślał, że człowiekowi, któryby rozbudził zmysły i uczucia takiej dziewczyny, łatwiejby było pozawiązywać rozmaite węzły, niż je potem rozwiązać.