Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   258   —

biet. Uspokoił je jednak przedtem co do panny Anney zapewnieniem, że wracał z Górek przez te same lasy i przejechał bezpiecznie. Była to istotnie prawda. Ale co więcej, nie spotkał wcale Angielki, którą powinien był spotkać, z czego wypadało, że odważna, ale i roztropna panna pojechała widocznie inną, poboczną drogą. Ponieważ jednak do miasta nie było daleko i powrotu jej należało się wkrótce spodziewać, przeto, wziąwszy dwóch gajowych, uzbrojonych od stóp do głów, ruszył na jej spotkanie. Groński znów musiał podziwiać jego »tupet« i pomysłowość, z jaką przesłał w imieniu »Komitetu Centralnego« rozkaz do chłopów na wieś, by w razie, jeśli usłyszą strzały w lesie, szli na pomoc z całą gromadą. Chłopi nie wiedzieli, co to jest »Komitet Centralny«, Dołhański również. Wiedział tylko, że sama nazwa uczyni wrażenie, a domysł, że jest to jakaś polska władza, zapewni jej tem chętniej posłuch.
Lecz były to zbyteczne ostrożności, gdyż pokazało się, że w lesie jastrzębskim i w rzęślewskim, który ciągnął się wzdłuż drugiego brzegu drogi, niema nikogo. Ci, którzy strzelali do Krzyckiego, wynieśli się, widocznie w obawie pościgu, z należytym pośpiechem, albo też, czekając nocy,