Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   259   —

zataili się gdzieś w dalekich zaroślach, należących do innych wsi. Jeden z gajowych, który poprzednio wypytał dokładnie stangreta o miejsce, w którem była zasadzka, znalazł jednakże, przetrząsając poblizkie gąszcza, wystrzelone gilzy browningów, wskutek czego upadło przypuszczenie, że zamachu dopuścili się komornicy rzęślewscy. Dołhański nie wątpił już, iż to, co się stało, było następstwem wyroku, o którym dowiedział się od Grońskiego. Ale to właśnie wydało mu się »bardziej interesującem«. Pomyślał, że spotkać napastników i rozprawić się z nimi we właściwy sposób, byłby to rodzaj hazardu, wcale nie pozbawiony pewnego uroku. Jakoż znaleziono wkrótce jeszcze kilka pustych gilz browningowych, lecz dalsze poszukiwania pozostały bez rezultatu.
Wówczas Dołhański zawrócił na gościniec, prowadzący do miasta, i w pół godziny później spotkał wracającą co koń wyskoczy pannę Anney, za którą siedział w tyle bryczki doktór.
W mieście dzień był targowy, zdarzyło się więc, że w tym samym czasie kilkanaście fur z Jastrzębia i z Rzęślewa wracało do domów i na drodze ruch był dość znaczny. Wskutek tego panna Anney nie przestraszyła się wido-