Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   231   —

skutkiem czego obecnie mam nad głową pięść rządu i pięść socyalistów. Wesoło — co?
— Mnie nieraz przychodzi do głowy, że gdzieindziej ludzie nie potrafiliby chyba żyć w podobnych warunkach, a my jednak, nie tylko żyjemy, ale czasem i śmiejemy się — naprawdę wesoło.
— Taka widać nasza żyłowata, lechicka natura.
— Może być. Musisz się wszelako strzedz, a kobiety trzeba wyprawić.
— Trzeba, trzeba — powtórzył Krzycki — i to zagranicę, bo w Warszawie nie jest bezpieczniej. Ale niech pan o tym głupim wyroku nie mówi ani matce, ani nikomu.
— Oczywiście.
— Matka i tak chce koniecznie, bym z nią pojechał — i ja się od tego nie uchylam — o nie, bynajmniej! Ale nadchodzi lato, a potem przyjdą żniwa. Ekonom jest dość uczciwy człowiek, ale muszę jednak dać mu przed wyjazdem szczeł gółowe instrukcye, jak i co ma robić. Po rozjeździe wszystkich chciałbym tu posiedzieć jeszcze z tydzień, albo dziesięć dni. Matka nie będzie sama i bez opieki, bo naprzód pojedzie z nią młodsze rodzeństwo, a powtóre, słyszał