Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   178   —

wraz z zapachem końskiego potu. Z przydrożnych zarośli nadlatywały roje bąków i cięły tak konie, że furman co chwila ogarniał ich grzbiety biczyskiem i klął.
Nagle Groński zapytał:
— Ofiary! Ale jakiemu bóstwu składacie te ofiary? Do czego dążycie i czego chcecie?
— Chleba powszechnego dla ludu i powszechnej wolności.
— A tymczasem, zamiast chleba, dajecie mu kamień. Co zaś do wolności, to proszę pana, byś wziął pod uwagę dwie myśli. Pierwsza z nich da się wyrazić tak: Biada narodom, które kochają więcej wolność niż ojczyznę! — Naturalnie, nie mówię o narodach podbitych, albowiem w takiem położeniu pojęcia wolności i ojczyzny stają się niemal identyczne. Ale pomyśl pan, co naprawdę zgubiło politycznie Polskę i co gubi obecnie Francyę, która w naszych oczach rozsypuje się jak beczka bez obręczy? Czy nie ukochanie większe wolności niż ojczyzny? A drugą myślą, która mi często przychodzi do głowy, jest, że wolność, przechodząca granice zakreślone przez pomyślność i bezpieczeństwo narodu, potrzebna jest tylko dla łajdaków. Będziesz pan zapewne uważał to osta-