Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   177   —

dnie nań więzienie, zesłanie lub śmierć, wtedy my — ludzie do waszego obozu nienależący — ludzie, którym wypowiedzieliście wojnę na śmierć, mówimy: szkoda zapału, szkoda obłędnego poświęcenia, szkoda młodej głowy — i żałujemy was. A wy nie żałujecie tego ludu, którego się niby głosicie obrońcami. Urządziliście strajki fabryczne i przeciągnęliście już strunę tak, że pęknie, a jeśli ją potem fabrykanci nawiążą, to będzie jeszcze krótsza niż była. Już tysiące ludzi mrze głód. A teraz chce się wam strajków rolnych, po których chleb drożeje i będzie go mniej. I kto na tem ucierpi? Znowu lud. Doprawdy, czasem trudno się oprzeć myśli, że wy doktrynę kochacie więcej od ludu.
A na to Laskowicz odrzekł jakimś twardym i tępym głosem:
— To jest wojna. Ofiary muszą być.
Groński zaś spojrzał mimo woli na niego i, ujrzawszy jego oczy, osadzone blizko jedno przy drugiem, pomyślał:
— Nie!... takie jednak oczy istotnie mogą patrzeć tylko wprost przed siebie i nie są w stanie objąć szerszego widnokręgu.
Czas jakiś jechali w milczeniu. Wstał lekki południowy wiatr i przynosił im kłęby kurzu,