Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   179   —

tnie zdanie za szczyt zacofania, ale niemniej to jest prawda.
Na twarzy Laskowicza odbiło się jakby podejrzenie i obraza, lecz tak było widoczne, że Groński nie chce go dotknąć osobiście, tylko wygłasza pogląd ogólny, że jednak nie przerwał dalszej rozmowy.
— Wolność stowarzyszeń i syndykatów — rzekł — za pomocą których broni się proletaryat, nie znosi żadnych ograniczeń. Pan zresztą miesza pojęcia ojczyzny i państwa — a jako realiście chodzi panu przedewszystkiem o państwo.
A Groński począł się śmiać.
— Ja realista? — powtórzył. — Ja do nich nie należę. To są ludzie niegłupi i po większej części dobrej wiary, ale popełniają jeden błąd. Oto wychodzą orać pod wiosenne zasiewy w grudniu, to jest wówczas, gdy lemiesz nie chwyta zmarzniętej ziemi. Albo, jeśli ktoś woli inne porównanie: kupują sobie letnie ubrania w czasie najtęższej zimy. — Nie wiem... może słońce kiedyś zaświeci i zrobi się ciepło, gdyż wszystko jest na świecie możliwe, ale tymczasem poodmrażają sobie uszy, a ubranie mole zjedzą.