Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   166   —

się jakby do winy względem niego. Mógł wprawdzie, zamiast połykać z niepotrzebnym pośpiechem śniadanie na górce w swoim pokoju, zejść na dół i patrzeć na pannę Marynię jeszcze przez jakie pół godziny, ale nie chciał tego uczynić najprzod dlatego, by nie spotkać się z Krzyckim, a powtóre, czując, że grałby w tem towarzystwie rolę Piłata w Credo. W tej chwili jednak żałował, że nie zszedł i że nie napełnił sobie nią oczu po raz ostatni.
Ale czekała go miła niespodzianka, gdyż i młode panie w towarzystwie Dołhańskiego i Władysława wyszły na ganek, a następnie mała Anusia, z którą żył w przyjaźni, dowiedziawszy się, że pan Laskowicz odjeżdża, nadbiegła z oczyma wezbranemi łzami, z buzią w podkówkę i pęczkiem kwiatów w garstce, by go pożegnać. Młody student wziął od niej kwiaty, ucałował jej rączkę i z ciężkiem sercem siadł w powozie obok Grońskiego, który tymczasem gawędził z panią Otocką.
Anusia zeszła ze stopni ganku i stanęła tuż przy drzwiczkach, co widząc, panna Marynia pośpieszyła również za nią i widocznie w obawie, by powóz w chwili odjazdu jej nie potrą-