Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   167   —

cił, wzięła ją za rękę, a następnie zaczęła pocieszać:
— Przecie pan Laskowicz cię nie zapomni — mówiła, pochylając się nad dziewczynką — i pewnie do ciebie napisze, a jak bardzo zatęskni, to i powróci.
Poczem, podnosząc oczy wprost na Laskowicza:
— Prawda, panie, że pan jej nie zapomni?
Zaś Laskowicz spojrzał w głąb jej przeźroczystych źrenic, jakby je chciał przejrzeć do dna, i rzeczywiście wzruszony, odpowiedział z naciskiem:
— Nie zapomnę.
— A widzisz! — uspokajała Anusię panna Marynia.
Lecz w tej chwili zbliżył się Krzycki.
— Matka kazała pana pożegnać — rzekł.
I natychmiast zawołał na woźnicę:
— Jazda!
Powóz ruszył, zatoczył koło w okrąg dziedzińca i znikł w alei za bramą.
Panna Anney i obie siostry udały się teraz do pani Krzyckiej, chcąc jej dotrzymać towarzystwa przy śniadaniu, które w dniach dolegliwszych cierpień pijała w łóżku. Krzycki przy-