Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko, a Lubelskie daleko, więc myślałem, że mi pomożesz. Byle do Włoch, to tam już mieszek niepotrzebny. Żołnierz dostaje wikt i broń, a o resztę nie dbam.
Marek zamyślił się i po chwili odpowiedział:
— Stryj szambelan nie będzie się przeciwił. Stryj jest człowiekiem zamożnym. Targowica innym zabrała, a jemu przysporzyła. Kajetanowi też została wioska po matce. Ale Różyce są moje, a Różyce to nie byle co. Gdy dojdę do pełnoletności, trzeba będzie mi je oddać, a ponadto zdać rachunek z funduszu, który nieboszczyk ojciec zostawił w gotówce. Przecie obaj z Kajetanem rozumieją, że jeśli zginę, to wszystko przejdzie na nich. Może tam coś powiedzą, ale szczerze nie będą się sprzeciwiali. Zażądam trzystu dukatów, a w razie mojej śmierci niech biorą Różyce.
— Za połowę tego możnaby na koniec świata dojechać.
— I dojedziemy.
— I będziemy tłukli kajzerlików, aż będzie w niebie słychać.
— A przedtem zobaczymy Włochy, Wielkiego Bonapartego, Dąbrowskiego, wojska nasze i francuskie... Ach! bić się za kraj, wrócić kiedyś z legjonami i nie patrzeć tu codzień na tych miłych krewniaków!... Choćby tylko dlatego, warto wszystko rzucić i iść na kraj świata.
Nastała chwila milczenia, tylko Cywiński wyciął kilka hołubców z radości na myśl o przyszłej wojaczce, poczem rzekł: