Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i którym ludzie zaprzeczali. Mówiono nawet, że i wezwanie Ogińskiego na Wołoszczyznę jest sfałszowane. Teraz co innego. Dziś, a jeśli nie dziś, to jutro, powiem stryjowi, o co chodzi, a co on o tem pomyśli, to mi jest zupełnie wszystko jedno.
— Niekoniecznie. Przecie to twój opiekun, a ty masz dopiero szesnaście lat.
— Siedemnasty.
— Niech i tak będzie, ale stryj trzyma cały majątek w ręku.
— Nie dba o majątek ten, komu droga ojczyzna i chwała.
To rzekłszy, Marek podniósł ku zachodzącemu słońcu swą chłopięcą twarz, zarumienioną od mrozu i dodał:
— A także i ten, kto szuka śmierci.
— Dobrze — odpowiedział z pewną niecierpliwością Cywiński. — Żeby jednak dojechać do Włoch, trzeba mieć za co dojechać, więc, pytam, co zrobisz, jeśli szambelan nie da ci ani grosza?
— Ucieknę, tak jak stoję. Mam dziesięć czerwonych złotych, dwa zegarki po ojcu i własnego konia w stajni. Gdy na niego siądę, nikt nie zapyta dokąd jadę.
— Ja też mam konia, ale tam się konno nie dojedzie. Natomiast w mieszku brzęka mi ledwie kilka złotówek, a od rodziców nie chcę nic brać. Są na świecie Cywińscy, którzy mają coś więcej, niż płótno w kieszeni. Był stary bogacz, podczaszy poznański, a prócz tego i stryjeczny mego ojca siedzi w Lubelskiem na tęgiej fortunie. Ale nam Targowica zabrała