Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkiem stryjowskiemi dukatami i promieniał cały z radości.
— Jeśli będziesz marudził — mówił do Marka — to ruszę naprzód, bo tu już ziemia parzy mnie tak w podeszwy, że nie mogę wytrzymać. Poczciwy stryj! Ten ci wszystko rozumie. List jest krótki i ostrożny, bo to z pod Austrjaka. Posłuchaj, co stryj Leon pisze:
„Kochany Stanisławie, posyłam ci piętnaście dukatów, gdyż rozumiem to dobrze, że młody człowiek, któremu przykrzy się w domu, potrzebuje jakiegoś grosza. U nas nic nowego, tylko Kosecki, syn pana Franciszka, zniknął już dawno z domu. Uściskaj ode mnie oboje rodziców, i niech cię Bóg błogosławi, amen!“
Na to rzekł Marek:
— Skoro ci stryj tak pisze, to muszą tam wiedzieć, że legjony nie rozwiązały się po Campo Formio.
— Ani im się śniło. Gdyby się rozwiązały, to Austrjacy nie omieszkaliby tego rozgłosić. Stryj też domyślił się, że nie usiedzę, i dlatego przesłał mi zasiłek. Bił się przecie pod Kościuszką... Tęgi stary! Żeby nie żona i dzieci, to możeby i sam jeszcze ruszył. No, a my kiedy?
— Jak najprędzej. Prawie wszystko już skończone. Pojadę jeszcze z pożegnaniem do Leżnicy, potem do opiekunów i będę gotów. Ale póki stary Plichta chory, to i ty nie możesz jechać. Tam prócz panny Anny niema nikogo w domu.
— Sprowadziłem wczoraj felczera. Ale i moja