Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spisywał się jak muszkieter, dzięki burgundowi... Ale nie chcę obrażać twoich niewinnych uszu...
Tu zażył, strzepnął żabot, uśmiechnął się z zadowoleniem i ciągnął dalej:
— Widzę jednak, że nowina wzruszyła cię nie żartem. Przypuszczam, że to radość... z tego, że będziesz miał tak piękną stryjenkę. Istotnie, piękna jest jak Junona. Wyrożębscy stracili całkiem fortunę... Ciotka starościna również ostatkami goni i, prócz małego dożywocia, nie ma ani szeląga. Ale wobec takiej niebianki, ktoby patrzył na posag. Tyś jeszcze za młody, byś zrozumiał moc uczuciów. Przyjdzie jednak czas, że zrozumiesz... przyjdzie taki czas, chłopcze, przyjdzie!...
Dalszą rozmowę przerwał Kajetan, który może z litości nad męczarnią Marka zbliżył się do kominka, wskazał ręką na ustawioną na nim saską figurkę, przedstawiającą Kupidyna — i począł deklamować:

„Qui que tu sois, voici ton maître;
Il l’est, le fut, ou il doit être“.

Lecz wypowiedział wiersz głosem tak drwiącym, że szambelan odwrócił się zaraz ku niemu na swym szerokim fotelu.
— Co to ma być?
— Nic. Maksyma, która ostrzega młode baranki i usprawiedliwia jare lwy.
— Nikt cię o maksymy nie prosił, więc siedź cicho i dziękuj przeznaczeniu, żeś mi nie wchodził w drogę, bo i ty byłbyś odszedł z kwitem. Grzeb