Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VIII.

Szli dalej. Niektóre bataljony w kierunku Terni. Przybył z Ankony dowódca trzeciego bataljonu Grabiński i objął komendę, w której zastępował go dotychczas Małachowski. Słońce w pogodne dni dogrzewało już dobrze i granatowe kurty płowiały w jego promieniach, w nocy natomiast na wysokościach dokuczało zimno. Co pewien czas padały obfite dżdże. Pochody były trudne i nieraz o głodzie, gdyż rząd Rzeczypospolitej Rzymskiej nie przygotował żadnych składów po drodze i wogóle nie myślał o zaprowjantowaniu wojsk, zbliżających się do stolicy. Rekwizycje nie przynosiły tyle, ile było trzeba do wyżywienia żołnierza. Żywność i furaż dla koni brano siłą, albowiem mieszkaniec nie chciał przyjmować republikańskich bonów. Dużo koni od armat Aksamitowskiego odpadło, te zaś, które zajmowano wieśniakom, były mdłe i do służby artyleryjskiej niezdatne. W miastach, owianych duchem republikańskim, witano żołnierzy radośnie, natomiast w małych burgadach i po wioskach patrzono na nich jak na wrogów. Im dalej zaś szli w głąb Państwa Kościelnego, tem bardziej wzrastała niechęć, tem więcej było posępnego milczenia, tem