Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do udanego ataku i gdy tłum ujrzał ławę żołnierzy, pędzącą nań wprost z pochylonemi bagnetami, cofnął się w bezładnej trwodze. Ale szereg stanął nagle przed sztabem jak wryty i stał nieruchomo, jak mur. Wówczas kardynał poznał pod kwadratową czapką zmęczoną twarz Marka i, zwróciwszy się do Dąbrowskiego, rzekł:
Ecco mio piccolo soldato.
Poczem uśmiechnął się przyjaźnie. Widok młodego chłopca, dźwigającego ciężki karabin i przybory żołnierskie, wzbudził w nim litość i współczucie, gdyż po chwili dodał:
Povero, povero!...
Tegoż zaś wieczora młody żołnierz otrzymał rozkaz stawienia się przed eminencją. W sali, prócz kardynała, był tylko Drzewiecki, który przywiązał się do niego ogromnie i codziennie zdawał mu raport z tego, co się dzieje w okolicy. Chiaramonti siedział w fotelu, opodal „brasero“, pełnego rozżarzonych węgli, gdyż pomimo, że słońce wiosenne ogrzewało już powietrze, bał się chłodu. Marek klęknął przed nim, a on położył mu swą białą, delikatną dłoń na głowie i począł mu mówić o Polsce, o gorącej wierze narodu i o krwi polskiej; przelanej w obronie krzyża przeciw poganom. Potem kazał mu sobie obiecać, że, wobec bezbożności i rozpusty, którą obaczy, zwłaszcza wśród wojsk francuskich, wiary dochowa i pozostanie czystym, a wśród okrucieństw wojennych nie zatraci uczucia litości. Kilkakrotnie powtórzył: „Bądź litościwy, bądź litościwy“ — a wkońcu wyjął z kornalinowej