Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Długo trwało milczenie. Marek ocknął się z upojenia dopiero, gdy znów jakaś gondola wysunęła się z bocznej uliczki i gdy wśród nocnego spokoju rozległ się przeciągły głos gondoljera:
Sia di lungo!...
Wówczas zwrócił się do Cywińskiego.
— Stanisławie — szepnął — ja muszę ją poznać, ja... tu wrócę...
Lecz Cywiński, strudzony całodziennem zwiedzaniem miasta, wyciągnął się wygodnie na poduszkach gondoli i spał jak zabity.