Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

królowania nad morzami, to stare dzieje. Tak!... Do ostatnich jeszcze czasów doża rzucał pierścień w morze, lecz to jest tylko czcza ceremonja, a dawna potęga to jeno wspomnienie, pod którem kryje się próchno, a nawet nędza.
Tu Drzewiecki machnął ręką.
— Co było w skarbie miljonów, to je wydano na przekupienie tych tam złodziei adwokatów z Dyrektorjatu, co dziś rządzą Francją. Na Canale Grandę stoją dotychczas stare pałace i przeglądają się w wodzie, ale czy dacie wiarę, że ich mieszkańcy niezawsze mają co jeść. Spodek polenty, filiżanka czekolady, raz na dzień... Widzicie te kobiety, które tu płyną jak fala? Koronki na głowach, jedwabie, wachlarze! a założę się, że połowa ich przynajmniej nie ma koszuli pod spodem.
— Nie noszą ci koszul? — zapytał z nadzwyczajnem zajęciem Cywiński.
Marek spuścił oczy, a Drzewiecki, który wiedział, że Cywiński zostawił w kraju niedawno poślubioną żonę, począł się śmiać i przekomarzać.
— A waćpanu co do tego! To tam w domu za tobą płaczą, a ty się tu dopytujesz o włoską bieliznę? Proszę!...
Twarz Cywińskiego przesłoniła się natychmiast chmurą i smutku i rozczulenia. Nie odpowiedział też ani słowem na żarty Drzewieckiego, tylko pochylił głowę i pochylał ją coraz niżej, by ukryć łzy, zbierające mu się pod powiekami. Myślą uciekł do kraju, do dworku w Rudni, a głos wielkiej tęsknoty wołał mu w duszy: