Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Hanuś, moja jedyna, kiedy ja cię zobaczę? Hanuś!.... Hanuś!...
Towarzysze patrzyli na niego z głębokiem współczuciem, albowiem każdy z nich zostawił jakieś kochanie w dalekiej ziemi.
Przez dłuższy czas trwało milczenie, poczem Cywiński otrząsnął się jak ze snu, przetarł dłonią czoło, spojrzał weselej i rzekł:
— Ha! trudno!...
I gdy w tej chwili zbliżyła się do nich młoda, przystojna „fioraia“, od której zalatywał zapach sasanek i żółtego kwiecia mimozy, uśmiechnął się do niej tak szczerze, że dwa jego przydługie przednie zęby rozbłysły prawie całe z pod jasnego wąsika, i chwyciwszy dziewczynę za rękę, jął powtarzać:
— Bella, co? bella?
Był to pierwszy wyraz włoski, którego nauczył się w Wenecji, i jedyny, którym się począł posługiwać.
Uczyniło się późno. Kapela zeszła ze wzniesienia, a wkrótce potem przerzedziły się szeregi, przesuwające się wzdłuż placu. Drzewiecki, który, stosownie do rozkazu, miał jeszcze tej nocy wyruszyć do Rimini, pożegnał wkrótce młodych towarzyszów, a wraz z nim odszedł i Nadolski. Marek i Stanisław wsiedli na Piacecie do gondoli, chcieli bowiem zobaczyć „Canale Grande“ przy księżycu.
Zaledwie wyruszyli, ogarnęła ich po gwarze, panującym przed Św. Markiem, cisza. Tam biły w oczy tysiące lamp i krwawo płonących pochodni,