Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VI.

Ślub Stanisława odbywał się cicho w leżnickim kościele i przy małej ilości świadków. Prócz rodziców Cywińskich, Marka i Kajetana, oraz dwóch druchen panny młodej, nie było w orszaku weselnym nikogo więcej. Przyszło trochę czeladzi z Rudni, kilku borowych, dawnych żołnierzy z kompanji piechoty, którą nieboszczyk Plichta dowodził, a w głębi kościoła zasiadła w ławce panna Klarybella Wyrożębska, w towarzystwie starej szafarki dworskiej.
Godzina była południowa, dzień niedżdżysty, ale chmurny bardzo, tak, że kościół pogrążony był w mroku, który rozpraszały tylko świece, płonące przy ołtarzu. Przed ołtarzem klęczeli Cywiński i Anusia. Ona, w wianeczku zwitym z doniczkowej ruty, ale w czarnej, żałobnej sukni, przy której włosy jej wydawały się w blasku świec niezmiernie jasne, i ze łzami, staczającemi się zwolna po jej różowych policzkach, wyglądała jak polny kwiat, mokry od rosy. Stanisław, ogromnie wzruszony, spoglądał na nią, odchylając górną wargę, nietylko jak oblubieniec na oblubienicę, ale takim poczciwym wzrokiem, jakim się patrzy na ukochane, a rozżalone dziecko. Przed nimi stał ksiądz Wysocki, przy-