Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tecznie myśl jechania do Włoch, albowiem przekonał się, że i na miejscu znajdzie się dla niego ważna służba.
Marek byłby chętnie nie wracał już do Różyc, ale przyrzekłszy Cywińskiemu, że będzie na jego ślubie, musiał słowa dotrzymać. Chcąc jednak wcześniej stanąć na miejscu, i on i Stanisław porzucili po drodze starszych Kwiatkowskich, którzy jechali bardzo wolno. Szambelana Augusta droga męczyła nadzwyczajnie. Był ciągle rozdrażniony i nie czuł się wcale zdrów. Chwilami wracała mu trudność mowy, a raz zaciął się nawet przy wymawianiu imienia panny Klarybelli jakby nie mógł go sobie przypomnieć.