Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jemnicy, gdy powiem, że to jest mason, a do tego dygnitarz w masonerji.
— Patrzajże go! — zawołał Cywiński,
— Jaką godność zajmuje, tego nie wiem, bo do żadnej loży nie należę, ale myślę, że ma wysoką. Niedawno mówił mi, że mnie wprowadzi do Królewskiego Yorku Przyjaźni, lecz nie będzie już na to czasu, zwłaszcza, że i ja się zbytnio do tego nie zapalam. Od niego też wiem, że niegdyś był w Tarczy Północnej przewielebnym mistrzem katedry, a potem piastował jakiś gruby urząd w Wielkim Wschodzie.
— Słyszałem, że to jest loża polska.
— W Warszawie była polska, bo należeli do niej tylko Polacy. Ale po upadku Kościuszki Wielki Wschód Polski rozleciał się. Chadzkiewicz ma zamiar go wskrzesić i w tym celu jeździł porozumiewać się, bogdaj z wielkim mistrzem wszystkich lóż. Nie wiem, jak to wypadło, ale wiem, że był niedawno w Anglji i we Francji.
— Takiż z niego peregrynat?
— On ciągle jeździ. Wróciwszy z ostatniej podróży, reformował jakoby w Berlinie „Królewski York Przyjaźni“ i „Złoty Lichtarz“, a potem urządzał zmiany w tutejszych filjach. Bywa u niego mnóstwo wojskowych pruskich, którzy, jako masoni, są pod jego władzą. W Austrji loże są teraz zakazane, ale swoją drogą wielu oficerów, a nawet i dworskich dygnitarzy do nich tajnie należy i z tego powodu Chadzkiewicz może i w Wiedniu więcej dokazać, niż każdy inny. Sypie przytem pieniędzmi