Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   140   —

Wadi-Halfa, skąd budowano dla nich kolej do Abu-Hammed. Przez długi czas wszyscy szeikowie pobrzeżni — i ci, którzy pozostali wierni rządowi, i ci, którzy w głębi duszy sprzyjali Mahdiemu, byli pewni, że zguba derwiszów i ich proroka jest nieuchronna, albowiem Anglików nigdy nikt nie zwyciężył.
— Akbar Allah! — przerwał, wznosząc do góry ręce Idrys — a jednakże zostali zwyciężeni!
— Nie, — odpowiedział naczelnik pogoni — Mahdi wysłał przeciw nim plemiona Dżallno, Barbara i Dadżim, razem blizko trzydzieści tysięcy najlepszych swych wojowników, którymi dowodził Musa, syn Helu; pod Abu-Klea przyszło do strasznej bitwy, w której Bóg dał zwycięstwo niewiernym.
— Tak jest, Musa, syn Helu poległ, a z jego żołnierzy garść tylko wróciła do Mahdiego. Dusze innych są w raju, a ciała leżą w piaskach, czekając dnia zmartwychwstania. Wieść o tem prędko rozeszła się nad Nilem. Wtedy myśleliśmy, że Anglicy pójdą dalej na południe i oswobodzą Chartum. Ludzie powtarzali: »Koniec, koniec!« A tymczasem Bóg zrządził inaczej.
— Jak? co się stało? — pytał gorączkowo Idrys.
— Co się stało? — mówił z rozjaśnioną twarzą naczelnik. — Oto tymczasem Mahdi zdobył Chartum, a Gordonowi ucięto w czasie szturmu głowę. A że Anglikom tylko o Gordona chodziło, więc, dowiedziawszy się o jego śmierci, wrócili z powrotem na północ. Allah! widzieliśmy znów statki z ogromnymi żołnierzami, płynące w dół rzeki, ale nie rozumieliśmy, co to znaczy. Anglicy dobre tylko nowiny rozgłaszają natychmiast,