Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.6.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wać!.. Jak prędko się dziś ściemnia. Na Plaskę, jeśliby się wzdragał, trzeba obcążki do ognia wsadzić…
— Plaska nie będzie się wzdragał, to szelma zpod ciemnej gwiazdy!
— I ślub da poszelmowsku.
— Szelma szelmę poszelmowsku ożeni.
Książe wpadł w dobry humor.
— Gdzie rajfur drużbą, nie może być innego ślubu!
Na chwilę umilkli i poczęli się śmiać obaj, ale rzechotanie ich dziwnie złowrogo rozlegało się po ciemnej izbie. Noc zapadała coraz głębsza.
Książe począł chodzić po pokoju, stukając głośno czekanikiem, którym podpierał się silnie, bo od ostatniego odrętwienia nogi mu jeszcze niezbyt służyły.
Wtem pachołkowie wnieśli kandelabry ze świecami i wyszli, lecz pęd powietrza pochylił płomienie świec tak, iż długo nie mogły się palić prosto, topiąc tymczasem obficie wosk.
— Patrz, jak się świece palą — rzekł książe. — Cóż ztąd wróżysz?
— Że jedna cnota stopi się dziś jak wosk.
— Dziw, jak długo trwa to chybotanie.
— Może dusza starego Billewicza przelatuje nad płomieniami.
— Głupiś! — rzekł porywczo Bogusław — ogromnieś głupi! A wybrał też sobie porę do mówienia o duchach!
Nastała chwila milczenia.
— W Anglii powiadają, — ozwał się książe — że jak duch jakowy jest w izbie, to każda świeca będzie ci się palić błękitno, a te, patrz! płoną żółto, jak zwykle.