Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.6.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mknąwszy i rączęta skrzyżowawszy.… Czekaj i ty! wycałuję ja ci te oczki… Sakowicz! weźmiesz dożywociem Prudy za Oszmianą!.… Kiedy Plaska może tu stanąć?

— Przed wieczorem! Dziękuję waszej książęcej mości za Prudy…

— Nic to! Przed wieczorem? to znaczy lada chwila Żebyto można dziś jeszcze, choćby o północy, ów ślub wziąć… Masz gotową intercyzę?

— Mam. Hojny byłem w imieniu waszej książęcej mości. Birże pannie oprawą zapisałem… Będzie miecznik wył, jak pies, gdy mu się to potem odbierze.

— Posiedzi w lochu, to się uspokoi.

— Nie trzeba i tego. Jak ślub pokaże się nieważny, to i wszystko nieważne. A nie mówiłem waszej ks. mości, że się zgodzą?

— Nie czynił najmniejszych trudności… Ciekawym, co ona powie… Jakoś go nie widać!

— Padli sobie w ramiona i z rozczulenia płaczą, a błogosławią waszę ks. mość, a nad jej dobrocią i urodą się unoszą.

— Nie wiem, czyli nad urodą, bo jakoś mizernie wyglądam. Ciąglem niezdrów i boję się, żeby ona wczorajsza zdrętwiałość znów nie przyszła.

— Ej, byleś wasza ks. mość ciepła zażywał.…

Książe już stał przed zwierciadłem.

— Oczy mam podsiniałe i kiep Fouret brwi mi dziś krzywo uczernił. Patrz, czy nie krzywo? Każę mu palce wkręcić w kurek od muszkietu, a małpę zrobię swoim kamerdynerem. Coto jest, że miecznika niema?… Chciałbym już do panny! Przecie pocałować się przed ślubem pozwoli… pocałować… posmako-