Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chem, umyślnie na ten cel przygotowane. Pozapalano maźnice ze smołą, jak również pochodnie — i płomień począł lizać mokre, lecz przesiąknięte żywicą berwiona.
Zanim jednakże zajęły się berwiona, zanim prochy wybuchły, pan Longinus schylił się i podniósł ogromny głaz, wydobyty z ziemi przez kozaków.
Czterech najtęższych z ludu mocarzy nie ruszyłoby go z miejsca, lecz on kołysał nim w potężnych rękach i tylko przy świetle maźnic widać było, że krew wystąpiła mu na twarz. Rycerze oniemieli z podziwu.
— To Herkules! niechże go kule biją! — wołali, wznosząc ręce do góry.
Tymczasem pan Longinus zbliżył się do niepodpalonej jeszcze belluardy, przechylił się w tył i puścił kamień w sam środek ściany.
Obecni aż pochylili głowy, tak głaz huczał. Pękły od ciosu zaraz spojenia; rozległ się trzask, wieża roztwarła sie jak złamane podwoje i runęła z łoskotem.
Stos drzewa polano smołą i podpalono w jednej chwili.
Po niejakim czasie kilkadziesiąt olbrzymich płomieni oświeciło całą równinę. Deszcz padał ciągle, ale ogień przemógł go — i „paliły się te belluardy, z podziwem obu wojsk, jako że w dzień tak mokry“.
Skoczyli na pomoc z kozackiego taboru Stępka, Kułak i Mrozowicki, każdy na czele kilku tysięcy mołojców, i próbowali gasić — próżno! Słupy ognia i czerwonego dymu strzelały coraz potężniej ku niebu, odbijając się w jeziorach i kałużach, których burza naczyniła na pobojowisku.
Tymczasem rycerze wracali w ściśniętych szeregach