Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A dokąd?
— Do Leśniczówki. Bóg nas wspomoże...
— I ja wspomogę; — odrzekł pan Cypryanowicz — jeno mi się żal zebrał w sercu i musiałem go wylać. Idźcie, waćpanowie na górę, spocznijcie — później dowiecie się, com postanowił.
I w godzinę później kazał zaprządz i pojechał do księdza Woynowskiego.
Ksiądz zgorszył się także niemało uczynkami Bukojemskich, ale chwilami nie mógł się wstrzymać od śmiechu, albowiem, długie lata służąc wojskowo, pamiętał i przypominał sobie różne przygody, jakie przytrafiały się i jemu samemu, i towarzyszom. Jednakże przepicia koni nie mógł braciom darować.
— Żołnierz często poswawoli, — rzekł — ale tego nadto, gdyż kto konia zbędzie, ten służbę zdradza. Bukojemskim rzeknę, że byłbym rad, gdyby im sąd marszałkowski łby z karków postrącał — i pewno, że przykład przydałby się swawolnikom, ale waści wyznam, że byłoby mi ich żal, bo wszyscy czterej chłopy jak się patrzy. Znam ja się na tem z dawnych czasów i z góry powiem, co kto wart. Owóż co do Bukojemskich — niezdrowo będzie tym poganom, którzy się w ataku pierś w pierś z nimi uderzą. Cóż waćpan względem nich zamyślasz?
— Jużci bez poratowania ich nie zostawię, ale tak myślę, że gdybym ich samych wysłał, to może im się toż samo po raz wtóry przytrafić...
— Prawda! — rzekł ksiądz.
— Przeto przyszło mi do głowy, żeby razem z nimi pojechać i wprost rotmistrzowi ich w ręce oddać. Raz pod chorągwią i w karbach — nie będą już sobie mogli na nic podobnego pozwolić.
— Prawda! — to arcy grzeczna myśl. Odprowadź