chwila okrzykami podziwu na widok różnych europejskich przyborów. Stary zachowywał się przytem mniej powściągliwie od synów, albowiem porywał się za głowę, uderzał się po udach, piszczał lub wybuchał śmiechem nad każdą nieznaną sobie rzeczą.
Teraz dopiero mogłem mu się dobrze przypatrzeć. Był to człowiek sześćdziesięciu lub siedmdziesięciu lat wieku, wysoki, barczysty. Nosił małą siwiejącą bródkę; czupryna jego, nieco przerzedzona na wierzchu, tworzyła jakby wełniany wałek naokoło głowy. Twarz niespokojna a śmiejąca się ciągle, nie czyniła przyjemnego wrażenia. W nosie i uszach nie miał żadnych ozdób. Synowie jego byli przepasani tylko w biodrach, on zaś ubrany był w rodzaj długiej koszuli z żółtawej dymki, z jakiej angielscy żołnierze noszą mundury w gorących krajach. W ogóle wyglądał bardzo brudno.
Poczęstowałem go winem; ale, gdy nalawszy następnie drugą szklankę, podałem ją domniemanemu następcy, staruszek odebrał mu ją natychmiast i wypił sam, wychodząc zapewne z zasady, że nic tak nie uszlachetnia duszy młodzieńczej, jak wstrzymywanie się od rozkoszy.
Nie pozwoliliśmy mu jednak okazywać stale
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/390
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.