Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

starannie omijać podobne róże, mające więcej kolców od naturalnych.
Skorpionów spotykaliśmy dużo. Nieraz na postojach trafiało się mnie lub memu towarzyszowi wkręcać w ziemię napiętkami butów nader okazałe figury, wcale nie mniejsze, a dwa razy grubsze od krewetów, jakie się jada nad morzem. W ogóle niebezpiecznie jest tu siadać na trawie, na pniach drzewnych lub na kamieniach, nie opatrzywszy wprzód starannie miejsca. Kto siada zbyt prędko, temu może się przygodzić, że zerwie się jeszcze prędzej. Z tem wszystkiem nie zdarzyło się ani razu, żeby który z nas lub z naszych ludzi, którzy sypiali wprost na trawie, został ukąszony; jest to więc niebezpieczeństwo, od którego łatwo się uchronić.
Prawdziwą plagą Afryki są mrówki i termity. W głębi kraju spotykaliśmy co chwila wysokie na kilka metrów kopce termitów. Czasem na ścieżkach, wśród traw, przechodziliśmy przez całe wojska mrówek, którym także milsza jest wydeptana droga od zarośniętej. Dla nas, przybranych w trzewiki i skórzane nagolenniki, nie przedstawiało to wielkiej trudności, ale murzyni nasi, ćwiczeni po bosych nogach, wyprawiali takie skoki, że każdy szympans mógłby im poza-