Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kuwane w Bombayu i Kalkucie, materye tkane w Madras i Kaszmirze, wachlarze z piór pawich, wypchane bengali, korale, wory ryżu, pęki cynamonu i trzciny cukrowej, bończuki z końskich ogonów, farbowanych w purpurze, kły słoniowe i tysiące innych, nieznanych przedmiotów, których barwy rozmaite, a ciepłe, najczęściej czerwone, żółte lub połyskujące metalicznie, wychylają się ku tobie z mroku, tworząc jakby przyćmioną tęczę.
Lecz słońce prędko tu zapada i noc przychodzi znienacka. Czas wracać, bo statek wkrótce ruszy. Pogubiliśmy się z towarzyszami we włóczędze wzdłuż magazynów, a teraz się szukamy. Otacza mnie znów nad wodą gromada czarnych drapichrustów i małych dwunożnych pchełek murzyńskich. Jedni zapraszają mnie prawie przemocą do łodzi, drugie skaczą i żebrzą. Z każdą chwilą zwiększa się ich natręctwo, a zmniejsza moja cierpliwość — gdy wtem nagle pierzcha wszystko. Co się stało? Oto zbliża się policyant angielski — Hindus. Ten, gotów zawsze korzyć się przed białym, jak przed wyższą istotą, nie żałuje bata na kolorowych. W razie potrzeby zapobiega nim nawet zbytniemu wygórowaniu cen w sklepach.