Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zywał, iż był rad tym naszym wynurzeniom, pewny jestem, żeśmy się naprzykrzyli jemu, bośmy chwili mu wolnej nie zostawili: co jeden kończy, to drugi zacznie, a gospodarz tylko chodzi od jednego do drugiego i przekłada, że król nazajutrz z rana musi jechać, że podróżą i pracą zmęczony, że wczasu mu potrzeba — na siłę my się przekonać dali. A tak zebrawszy się w oficynie, żeby hałas nie dokuczał królowi, całą noc piliśmy; że kiedy z rana król wsiadał do karety, zastał nas przed gankiem na nogach, lubo dobrze chwiejących się. Dopiero znowu nowe śpiewy i klękania przy pożegnaniu i prośby, by nam dał ojcowskie błogosławieństwo, którebyśmy zanieśli żonom i dzieciom naszym. A większa część naszych, choć ledwo na nogach się trzymała przez wino i niewczas, króla konno odprowadziła aż do granicy naszego województwa.
Ale kiedy po odbyciu wszystkiego wróciłem do Doktorowicz, co to była za radość żony i czeladki! Zsiadając z bryki, pierwsze moje słowa do żonki, która na przyjęcie moje wybiegła, były:
— Żonko! dziękuj Bogu, że nam nad spodziewanie poszczęścił: był już z jego łaski majątek i dziatwa, urzędu tylko nie dostawało, aż król jegomość raczył nas i urzędem zaszczycić. Mościa cześnikowo parnawska! pocałujże swojego męża! — Co powiadasz, mój kochanku? — Tak, tak, moja Magdusiu! Pamiętasz, jakoś mocno uczuła