Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a w stallach siedzieli skuleni, nieliczni jeno dłużnicy plebanji, nie spieszący z dziesięciną, nie chcący się wystawiać na gniew proboszcza. Proboszcz uczynił jednak coś dla kościoła, gdyż za jego staraniem wstawiono tu przed kilku laty duży piec, oraz pokryto podłogę pomiędzy rzędami krzeseł grubemi matami z sitowia.
Właśnie atoli w gminie skibberupskiej mieszkała większość buntowników i tam miał swą główną kwaterę sławetny tkacz, Hansen. Nic też dziwnego, że widok pustych ławek kościelnych w niedzielę napełniał proboszcza wściekłością. Podczas kazania wpadał nieraz w szał namiętności, a ręka jego grzmociła w pult z taką siłą, że sam św. Piotr, wyrzezany z drzewa, wraz z świtą innych świętych zdobiący ściany kazalnicy, stracił dosłownie ze strachu nos i twarz.
Po przybyciu do parafji kapelana Hansteda, zaszły pewne zmiany w tych stosunkach i jednej niedzieli przy końcu marca, w pierwszy, wiosenny dzień roku, kościół rozbrzmiał chóralnym śpiewem, który, płynąc ponad fiordem, mieszał się tam z krzykami mew, polatujących u wybrzeża.
Na drodze, poza murem kościelnym stały długie szeregi bryczek, czekając na zakończenie nabożeństwa. Wielu woźniców drzemało, siedząc na kozłach z głowami opartemi na dłoniach, inni leżeli w rowach i skracali sobie czas kurzeniem fajek, oraz paplaniną. Na samym przodzie szeregu, tuż pod murem widniała kolasa proboszcza o wyniosłym koźle, na którym królował stary, z babska wyglądający woźnica, przybrany w błękitny płaszcz z peleryną.
Weszło w zwyczaj u czekających parobczaków wiejskich podrwiwać sobie z woźnicy, któremu na-