Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

więc obawiałam się, że dym buchnie z kominka i utrudni oddychanie choremu.
— Oczywiście! — rzekł przewodniczący — Był to słuszny wzgląd i pochwały godna roztropność. Gdzież tedy spaliła pani dokument?
— W wielkim kominku w bibjotece...
— Doskonale!
Przewodniczący przestał zadawać pytania, podyktował wszystko protokolantowi, potem odczytał zeznania, a gdy zostały uznane za wierne, dodał z ukłonem, który miał na celu, przeproszenie za słowa jakie wyrzec teraz musiał.
— Z obowiązku urzędu pytam teraz, czy pani zbadała dobrze sumienie swoje i rozważyła skutki jakieby nastąpiły w razie przeciwnym, oraz czy pani gotową jest zeznania swe potwierdzić przysięgą?
— Tak.
Nastąpiła dodatkowa notatka w protokóle, a gdy to skończono, zwrócił się przewodniczący żywo do staruchów i powiedział:
— Możemy tedy przystąpić do zaprzysiężenia!
W ciągu przesłuchania uświadomił sobie, że tylko przysięga położyć może kres plotkom i niepokojom.
— Proszę, podaj mi rotę, Hansen! — rzekł do funkcjonarjusza.
Pani Engelstoft miała przez cały czas nadzieję, że nie przyjdzie aż do przysięgi, mimo to pozostała spokojną. Serce jej tylko ustało bić na chwilę i z trwogą spojrzała na małą, czarno oprawną książeczkę, którą pisarz dobył z szuflady.
Przewodniczący powstał i wezwał skinieniem wszystkich, by uczynili to samo. Potem zaczął: