Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc to nie ty? Przypuszczałem, że to twoja sprawka.
Elegancki pan Natan wcale się nie oburzył na to posądzenie. Podniósł głowę.
Daję ci słowo — rzekł — że w urządzeniu Strzeleckiego nie maczałem ręki. Znasz mnie i możesz wierzyć. A kto? To jest zagadka którą muszę zbadać.
Znów się zamyślił.
— Słuchajno rzekł po chwili do Apenszlaka — ty znasz dużo różnego tałałajstwa u nas na Nalewkach i wszędzie. Powiedz mi nie znasz ty kogo mającego stosunki z naszą firmą, ktoby mógł to zrobić?
— Nie znam — rzekł powoli Apenszlak.
— Dość zresztą o tem głupstwie — przerwał pan Natan. — Jest to mój własny interes i ja go sam załatwię... Mówmy o naszych interesach. Pamiętaj o obstalunku, który dopiero co zrobiłem. Jest terminowy. A jakże tam „obrazki“?
Na tem ostatniem słowie położony był specjalny akcent.
— Robota idzie, ale powoli. Rozumiesz dobrze, że inaczej być nie może. Lepiej się cokolwiek spóźnić, żeby tylko wszystko było wykonane dokładnie.
— Ile będzie?
— Na początek coś koło miljona. Lepsze od tych z Londynu.
— Słowem, jeśli się wszystko uda, na ile w roku bieżącym może liczyć każdy z nas?