Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy prowizja wpłynęła?
— Jeszcze nie, ale wpłynie napewno. Posłałem wiernych ludzi, możesz być spokojny, nie wydadzą dotąd towaru, dopóki nie będzie bares Geld.
— Wybornie... Ja, a właściwie firma Ejteles i Sp. ma do ciebie interes.
— Słucham.
— Idzie o dostawę przez nasze pośrednictwo paru tysięcy sztuk materji jedwabnej z Lyonu. Żąda firma petersburska. Tylko, że uważasz tam będą patrzyli na plomby, jak się należy. Trzeba żeby było zrobione artystyczniej. Ejteles i Sp. skompromitować się nie mogą...
— Bliższe szczegóły interesu?
— Są na tej kartce. Pamiętaj o wszelkich ostrożnościach. Stary Ejteles coś mi się domyśla, a ten Strzelecki to nawet wąchał wcale nieźle. Szczęściem — złamał kark...
— Przez kogo? — zapytał naraz Apenszlak. — Wogóle ta wasza cała historja wydaje mi się ogromnie dziwna. Chciałbym wiedzieć, kto mu podstawił nogę...
Pan Natan zamyślił się; oparł łokcie o stół.
— Dałbym tysiąc rubli, żeby coś w tem widzieć... To jest nawet dla mnie — położył akcent na tych słowach — zupełnie ciemne... Strzelecki nie jest winien; ktoś go urządził... Ale kto?
Apenszlak spojrzał na pana Natana niedowierzająco: