Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czające objaśnienie. Przyjmiemy wszystko uwierzymy ci.
Janek milczał. Po chwili rzekł z wysiłkiem:
— Nie mam nic do dodania.
— W takim razie — rysy starego wojaka zachmurzyły się — sprawę twą rozpatrzy sąd wojenny.
Tegoż dnia o piątej nad wieczorem przed tarcicą, położoną na bębnach, zasiadł sąd wojenny, złożony z młodziutkiego porucznika Lavigne’a, starego kłusownika Jean Marie i sierżanta Jolibois, tego samego, którego zastąpiliśmy we dwóch w owym fatalnym roncie. Dwa stare wiarusy (Jean Marie bił się pono, jako młody trębacz, pod Waterloo) zaledwo wstrzymywali westchnienia, a młodziutki, rumieniący się, jak dziewczątko, porucznik, prezes sądu, co chwila ocierał nabiegające mu do oczu łzy.
Sąd robił tysiączne wysiłki, ażeby uratować Janka, zadawał mu pytania, starał się wprowadzić rzecz na inną zupełnia drogę. Wszystko się obijało o zimną obojętność Janka. Odpowiadał:
— Uprowadziłem szpiega. Nazwiska tej kobiety nie wyjawię. Mam do tego swoje powody. Róbcie, co chcecie..
Sąd skazał go na śmierć.
Wielce charakterystyczna była scena po ogłoszeniu wyroku. Jeden z sędziów, stary sierżant, Jolibois, z chwilą gdy się skończyły jego obowiązki sędziowskie, wybiegł z poza zaimprowizowa-