Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nosiła się z miejsca na miejsce z zadziwiającą szybkością, ukazywała to tu, to tam; znaczyła swą drogę nowemi występkami, w różnych postaciach, przybierając najrozmaitsze nazwiska.
Ostatnio awanturnica znajdowała się na czele bandy złodziei kolejowych, operujących w wagonach. Sposób jej działania był niezawodny i nader prosty. Jako elegancka, młoda dama, zajmowała miejsce w jednym z odosobnionych przedziałów pierwszej lub drugiej klasy, zabierała znajomość z pasażerami, szczególnie płci męskiej, usypiała ich jakimś narkotykiem, i... okradała. Policja Cesarstwa i Królestwa była na jej tropie, nie mogła jednak przytrzymać tej niepochwytnej złodziejki. Z przygód jej awanturniczych, zawsze na tle sercowem haftowanych, można było pisać całe romanse.
„Złota Rączka“! Niedziw, że gra była trudna do odcyfrowania, skoro ona do niej należała. Teraz „Fryga“ mógł być pewny, że stoi wobec organizacji, która z jednej strony opiera się o Nalewki, z drugiej ginie gdzieś na Litwie. Słowa, które owego fatalnego wieczoru zamienili wobec niego w piwnicznej izbie strzegący go dwaj Żydzi, dowodziły również słuszności tego przypuszczenia.
Rozmyślania „Frygi“, który, pomimo otaczającego go gwaru i hałasu, zatopił się na chwilę w rozważaniu tej niezmiernie interesującej go zagadki, zostały wkrótce przerwane. Należało wracać do wydziału.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .