Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na obecnych. Zdawało się, że zapadł w jakiś stan półsenny. Pozwalał powodować sobą.
Ajenci wyszli. Urzędnik policyjny opróżnił tymczasem pokój kasowy i polecił przyłożyć pieczęcie na drzwi. Około Strzeleckiego, wyprowadzonego pod konwojem, tłoczyli się obecni.
Naraz nowy wypadek zwrócił uwagę ogólną. Przy przejściu Strzeleckiego przez pierwszy pokój, z ławki podniosła się młoda kobieta, która rozmawiała poprzednio z panem Lurje.
— A, to pan, panie Strzelecki! — rzekła zastępując mu drogę, widocznie nieświadoma jego aresztowania. — Co panu jest — pytała — czy pan chory?...
Strzelecki patrzył na nią osowiałym wzrokiem; przeciągnął ręką po czole.
— Dobrze, że pana widzę... Umyślnie się tu wybrałam i czekam na pana przeszło godzinę. Wczoraj, będąc u mnie wieczorem, widać przez roztargnienie zostawiłeś pan to...
Zręcznie otworzyła małą skórzaną torebkę i wyjęła z niej paczkę biletów bankowych.
— Przynoszę pańską zgubę, tylko pięć tysięcy rubli — rzekła, śmiejąc się perłowym śmiechem.
Strzelecki patrzył na nią osłupiały.
— To nie moje! — zawołał wreszcie głosem chrapliwym, jakgdyby mu kto gardło dłonią ściskał.
Scena ta sprowadziła już wszystkich do pierw-