Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha, ha, ha! — wołał — uważasz, co za obrzydliwe potwarze...
— Więc to żart?... Skąd wiesz, że chce denuncjować?...
— Nie wiem, ale przypuszczam — rzekł już zupełnie zimno pan Joachim. — Nie sądzisz przecie, ażeby ów ładny chłopiec chciał się mnie z takich zamiarów zwierzać. A przypuszczam dlatego...
Tu pan Landsberger się zatrzymał. Po chwili zapytał:
— Czy wiesz, jak się nazywa ten rudy oberwaniec?
— Nie.
— Ach, to tłumaczy twoją naiwność. Otóż jego nazwisko, a właściwie przezwisko, jest „Czerwony Janek“.
— Przecież to twój człowiek...
— Właśnie. I dlatego też przypuszczam z jego strony tak ładne zamiary. Powinien on być w tej chwili w Prusiech, po tamtej stronie granicy, tymczasem przyjeżdża sobie tu, do Warszawy. A trzeba ci wiedzieć, że, jako złodziej pobytowy, niema prawa tu pozostawać i nadto jest dobrze poszukiwany za kilka historyj, które mu się udały już na pobycie. To jeszcze mało. Mam dowody, że razem z moim konkurentem, Weinmanem, chciał mnie urządzić w gruby sposób.
— Więc?
— Więc, zanim będzie mowa o „likwidacji“, to jest o wycofaniu się z tutejszych interesów