Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W bardzo prostym i, co więcej, szlachetnym celu. Oto, ażeby zadenuncjować do właściwej władzy niejakiego Joachima Hermana, dwóch imion, Landsbergera, właściciela poważnego kantoru komisowego w Hamburgu, Natana, inaczej Nuchima Lurjego, kupca 1-ej gildji, a nadto kupców 2-ej gildji: Apenszlaka i Fajnhanda, oraz różnych innych komparsów, że...
— Że?...
— Że od dwóch lat prowadzą na wielką skalę nteres przemytniczy, przeprowadzają za dziesiątki i setki tysięcy rubli towaru przez granicę, ma się rozumieć, bez opłaty cła, że asekurują kontrabandę, że oprócz tego prowadzą na równie poważną skalę handel zamienny przedmiotami, pochodzącymi z kradzieży i rabunku, wysyłając do Hamburga i za Ocean to, co skradziono w Królestwie i Cesarstwie, a do Królestwa i Cesarstwa to, co skradziono w Niemczech, w Anglji i gdzieś indziej, że udzielają kredytu na poważniejsże przedsiębiorstwa... złodziejskie, że wreszcie wyrabiają kopami fałszywe plomby, a nawet, jak on sądzi, muszą produkować fałszywe pieniądze.
Pan Natan powstał z krzesła. W tej chwili nie był wcale podobny do tego poważnego, a skończenie poprawnego finansisty, jakiego znał cały świat. W oczach świeciło mu przerażenie. Bełkotał:
— Powiadasz... powiadasz?
Pan Joachim tymczasem odrzucił się na tył krzesła i śmiał się do rozpuku.