Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż takiego rano? — zapytał „Fryga“, w którym zawsze był na straży instynkt policjanta.
— Powiadam wam, arabska historja. No, ale wam, kiedy nie jesteście z ratusza, można opowiedzieć.
— Gadajcie, gadajcie!
Na stole stanęły w tej chwili dwa sute kufle piwa. Czerwony dorożkarz pociągnął z jednego, widać dla kontenansu, i zaczął:
— Uważacie, jak jestem dwadzieścia trzy lata dorożkarzem, tak mi się jeszcze nic podobnego nie trafiło. Stoję ja sobie na stacji przy rogu Placu i Senatorskiej, aż tu wpada mi do dryndy jakiś niby Żydziak. Młode to, szczupłe! Niewiele myślący, wyjmuje z kieszeni dziesięć rubli i pyta: — Chcesz to zarobić? — Dlaczego nie? — Widzisz tę dorożkę? — Widzę. Trzeba za nią jechać, uważasz? — Uważam, to nawet nie tak trudne. — Otóż powiada mój Żydek — jeżeli ta dorożka nie pojedzie w Miodową — zarobisz i tak bez niczego ten papierek.
— A jeśli pojedzie? — Przerwał naraz „Fryga“, którego oczy zaczęły się już zapalać ciekawością.
Węszył on coś interesującego, a głos wewnętrzny mówił mu, że losy chcą dlań najwidoczniej powetować dopiero co doznane niepowodzenie.
— O, o! w gorącej jesteście, widzę, wodzie kąpani — rzekł dorożkarz.
Odsapnął i wypił kufel do dna.
— Ej, markier, jeszcze piwa! — wołał „Fryga“.